energy.scene.pl
Popularny magazyn na ośmiobitowe Atari
Wybierz muzykę:
Energy 1: 1 2 3 4 5 Energy 2: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 |
autor: gepard
Przedmowa:
Kiedyś było tak: kilka skulonych i przestraszonych postaci w kurtkach z kapturami przemykało ukradkiem, w plecakach pobrzękiwały puszki z farbami w sprayu. Potem po kryjomu malowane napisy, strach przed milicją, często ucieczka.
Teraz bywa tak, że tępieni przez lata i nazywani wandalami /<-sukz!/ młodzi ludzie, malujący swoje kolorowe wizje na murach miast, zapraszani są, by udekorowali jakąś ścianę, w celu wniesienia odrobiny radości w totalną szarzyznę otoczenia.
Jednak w naszym super kraju, niestety dalej uważani są za pospolitych złoczyńców.
Sedno:
Graffiti to moda-do niedawna tylko moda, dzisiaj to już może nowy gatunek sztuki; malowania sprayami bajecznie kolorowych, szalenie ozdobnych napisów w zasadzie na wszystkim co się da.
Często obok tych napisów pojawiają się elementy "malarskie", wizje jakby z kolorowych snów, rysunkowe żarty.
Zabawę w malowanie graffiti zapoczątkowali we wczesnych latach siedemdziesiątych młodzi mieszkańcy biednych nowojorskich przedmieść. Najpierw malowano wagony metra-historycznie pierwszą w ten sposób dekorowaną linią była linia Lexington, której nazwa dzięki temu wpisała się na stałe do wszystkich leksykonów i opracowań dotyczących sztuki współczesnej.
Ale o co w tym wszystkim chodziło?
Nowością były wtedy farby w sprayu, otwierające całkiem nowe możliwości przed ich użytkownikami. Na coś takiego jakby czekali sfustrowani i znudzeni swoją sytuacją oraz brakiem życiowych perspektyw ubodzy mieszkańcy Nowego Yorku. Chcieli zaznaczyć swoją obecność , przypominając światu o swoim istnieniu. Składali więc swoje podpisy na wagonach metra kursującego po całym mieście. Te logosy musiały być ozdobne, musiały też rzucać się w oczy. Z czasem stawały się co raz większe, obszerniejsze i jeszcze bardziej megakolorowe, pełne różnorakich zawijasów.
Pierwsza krytyka była ofcoz wroga całemu zjawisku: młodych malarzy ścigała policja, pracowali więc głównie nocami i ukradkiem. Sypały się surowe kary dla złapanych writerów. I co ciekawe powstało specjalne przedsiębiorstwo zajmujące się czyszczeniem wagonów. Ale jak to bywa z zakazami, im ostrzej walczono z graffiti, tym stawało się ono popularniejsze.
Zjawisko to stało się obiektem zainteresowania badaczy sztuki współczesnej, poszczególne jego rodzaje opatrywano specjalnymi terminami, zaczęto pisać na jego temat artykuły, wydawać książki i albumy.
W tym czasie graffiti "wyszło" z metra i pojawiło się również na murach, zwłaszcza w podziemnych przejściach, pod eskadami i mostami. Ich twórcy zaczęli się więc podpisywac pod swoimi dziełami za pomocą pseudonimów czy inicjałów, łamiąc w ten sposób jedną z zasad wczesnego graffiti jaką była anonimowość.
Rychło obserwatorzy uznali, że najwybitniejsi to min.: Lady Pink, Lee, Phase II, Seen i inni.
Pod koniec lat 70-tych graffiti zawitało do Europy, w latach osiemdziesiątych pojawiło się w Polsce. Jego krajową protoplastyczną formą były znane wszystkim napisy na murach, wykonywane pośpiesznie, w strachu przed milicją. Wtedy ważna była przekazywana treść, a nie piękno rysunku.
Potem wymyślono szablony, czyli po prostu odpowiednio powycinane kawałki kartonu, które przykadali do muru, pryskali farbą i rysunek był gotów. Szczególną sławę zyskał Lenin z czubem punka.
Teraz "fachem" tym zajmują się prawdziwi profesjonaliści typu: Crism,Hear,Ken,Sir, Zoe, Kev i inni.
Wielu ludzi nadal uważa że to wandalizm, jednak jest to żywy element w ponurym i wrogim mieście, że je upiększa.
Dziwi mnie tylko fakt czemu ludziska nie uważają za wandalizm oklejanie wszystkiego dookoła beznadziejnymi reklamami. Graffiti jest dla ludzi i nie jest jakąś chrzanioną komercją, jest ekspresją ludzkiej osobowości. Właściwie w każdym polskim mieście znajduje się jakieś charakterystyczne miejsce gdzie produkują się writerzy. Spotkać tam można prawdziwe arcydzieła wplecione na murze między znane w Polsce hasełka kibiców piłkarskich.